Jest teraz moda, jakiś dziwny trend, by oskarżać o nieudane życie własne matki. Nie ojców, braci, siostry, swoją bezrefleksyjność, niedojrzałość – tylko matki. Bez względu na to, w jakiej mierze się nie sprawdziły, wszędzie słyszę, czytam, że winne są one. Magda Piekorz, którą relacje rodzinne zainteresowały już w „Pręgach” – debiucie filmowym nagrodzonym na Festiwalu Polskich Filmów w Gdyni – podejmuje ten temat w „Zbliżeniach”. Temat ważny, bo dotyczy wielu z nas.
Prowadzi narrację logicznie i ciekawie. Są sceny, które uwielbiam, jak choćby ta z odszukaniem faceta piszącego za jakiegoś gamonia miłosne listy. Już myślałam, że nastąpi przełom i skuteczna w tym śledztwie Marta uzależniona od matki, zacznie sobie dawać radę z tym najważniejszym w jej życiu problemem, ale się pomyliłam. Sceny rodzinne pokazują słabość matki i córki, ich rozchwiane emocjonalne, okrucieństwo i głupotę starszej kobiety, która nie potrafi czymś sensownym wypełnić swojego życia.
Drażnią mnie w filmie powtórzenia, jakby reżyserka nie ufała, że zrozumiem natręctwa nękające samotną kobietę. Dzwoniącą ciągle komórkę, z nagranym głosem babska, wrzuciłabym do wazonu. Coś takiego widziałam pod rękę Marty. Mam dzieci i wiem, natręctwami zmasakrowałabym ich psychikę, ale moi synowie nie są masochistami. Nie daliby się katować, jak bohaterka filmu.
Magda Piekorz nie opowiada jednak mojego życia, tylko wymyślone z Wojciechem Kuczokiem, swoim scenarzystą. Nie ważne, ile w tej opowieści fikcji, a ile przeniesień z życia reżyserki i współscenarzystki. Jest problem, nad którym się pochylają. I są aktorzy, którzy go niosą. Jest świetna Ewa Wiśniewska, grająca matkę, ciekawie niemrawa Joanna Orleańska córka Marta i znakomity Łukasz Silmlat – Jacek, mąż Marty oraz dano niewidziany Władysław Kowalski – lekarz. No i Andrzej Seweryn, którego mogę oglądać zawsze i wszędzie.
Reżyserka jest w dobrej artystycznej formie, potrafi dobrze opowiedzieć poruszającą historię dwóch kobiet, czuje się jej rytm i napięcie. Wsłuchując się w bolesne problemy swojego pokolenia, wsłuchuje się prawdopodobnie także w siebie . W swoją delikatność i wrażliwość.
Ciekawe, czy „Zbliżenia” mogą okazać się terapią dla katów i ofiar.
Napisała: Marta Sztofkisz
Źródło: www.my21.pl